Film mnie nie urzekł, ale zdecydowanie ostatnia minuta filmu kiedy Hawking mówi do Jane" Zobacz co stworzyliśmy", po czym następuje cofanie filmu do momentu aż się spotkali to majstersztyk. Teoria Hawkinga w pigułce, zawarta w niecałej minucie. Niesamowite
Zgadzam się z Tobą. I to właśnie dzięki tej ostatniej retrospekcji film nie osuwa się w cukierkowy banał. Obawiałam się, że ostatnią sceną będą brawa po wystąpienu Hawkinga w USA. Wtedy byłaby to nieznośna klisza i powtórka z rozrywki (np z "Pięknego umysłu"). Na szczęście było inaczej.Pozdrawiam.
Też jestem pod wrażeniem tego zakończenia, według mnie idealne! Plus piękna muzyka w tle
Muzyka w tle to: The Cinematic Orchestra - Transformation (znana przede wszystkim z The Crimson Wing: Mystery of the Flamingos (2008)).
Wspaniały film. Bardzo poruszająca historia i wręcz ciężko uwierzyć, jak uczucie potrafi zdziałać takie wielkie rzeczy.
Zwróciliście uwagę na scenę z upadającym długopisem ;)?
Kolejny wspaniały pomysł, który zrodził się z tak banalnej rzeczy jak upadek długopisu ;) Teoria strun, jak się nie mylę. Multiwszechświaty. W jednym z wszechświatów, Stephen wstaje i podaje długopis ;)
Oglądałem z zapartym tchem i nie ukrywam, że mocno emocjonalnie odebrałem ten film.
Nie znałam wcześniej teorii strun, zachęciłeś mnie do poczytania na ten temat :) faktycznie ciekawe spojrzenie na scenę z długopisem :) a co do Twoich pozostałych słów - mam bardzo podobnie, również mnie ten film niezmiernie poruszył, wywołał wiele refleksji i szczerze zachwycił, w tym świetnym aktorstwem
Może to również pokazywać jego walkę wewnętrzną. Momenty słabości które mimo wszystko dają mu niesamowitą siłę.
Dzięki za podsunięcie tej teorii. Nocka na wiki zarwana. Mój kierunek zawodowy oczywiście nie ma nic wspólnego z fizyką, ale co tam. Wiedza!
W zupełności się z Wami zgadzam. Ta retrospekcja + piękna muzyka to coś niesamowitego. Daje do myślenia na długi czas.
Ale jest częścią ścieżki dźwiękowej powyższego filmu i między innymi ona otrzymała Oscara za najlepszą muzykę.
Może być nominowana, ale nie można ją tylko utożsamiać z tym filmem. Tak samo było z utworem z Django 2012 a była ona ze starego spaghetti western z Django 1966.
Był, miał jakieś 2 głosy. Znalazłem to przez przypadek, jak jeszcze dodawałem materiały.
Ja też płakałam, a raczej ryczałam. Obejrzałam film dwa razy i za drugim razem to samo, choć dobrze wiedziałam co się wydarzy. Zrobił na mnie ogromne wrażenie i bez tej sceny, to już nie byłoby to. Ogólnie też o wiele bardziej mi się podobał niż porównywany do niego Piękny umysł.
Film rzeczywiście balansuje na granicy słodyczy i kliszy, jednocześnie jednak bardzo delikatnie acz stanowczo przebijają tu obrazy determinacji, woli i bohaterskiego trwania wymieszane z makabrycznym wręcz znużeniem, zmęczeniem i niespełnieniem, wszystko przyprawione ledwo widzialnymi momentami złamania, chwilami rezygnacji i buntu. I wszystko pośród wielkiej pasji życia, w opiece mądrej miłości, która może trwać, bo pozwala na rozstanie. Dla mnie właśnie scena owego rozstania jest perełką. A zakończenie - akcentem nawiązującym do teorii.
Film o nadziei :) Nigdy używam wielkich słów, ale po seansie - kurcze! - przestałam się ich bać :) Może czasem warto sobie pozwolić na taki luksus? ;)
ja byłem na otwarciu i do dzisiaj nie wiem jak Pan z tym parasolem tego dokonał..
@maju94
Mnie również nie urzekł, bo choć bardzo może poruszać i ściskać za serce obserwowanie, jak drugi człowiek zaczyna zmagać się z chorobą i cierpieniem, to nie byłem w stanie uciec od wrażenia, że oglądam nieco mechanicznie zekranizowaną biografię, od punktu do punktu, i od linijki.
Ktoś powie: "takie było wcześniejsze życie Stephena Hawkinga, więc trudno coś tu ubarwiać i sztucznie podbijać atrakcyjność filmu nie wiedzieć czym". Nie w tym rzecz. Rzecz właściwie w czymś zgoła innym, że zbyt usilnie i wiernie starano się odwzorować życie wspomnianego kosmologa i pojechano po linii najmniejszej oporu, dobraniu nawet zbliżonego wyglądem aktora, a reszta już się sama potoczyła - jak bardzo nie umniejszałbym reżyserowi i innym odpowiedzialnym za kształt "Teorii wszystkiego".
Z jednej strony nie dziwi mnie fakt, że Redmayne otrzymał za tę rolę Oskara, bo tak już czasem metodologia przyznawania owych nagród działa i w tym wypadku dość łatwo można było przewidzieć, że osoby decyzyjne - mówiąc brzydko, "kupią się" na to. W rzeczywistości jednak, wystarczyło wykuć na pamięć w miarę krótki "refren" i go w kółko powtarzać z lekkimi wariacjami (że tak już ujmę złożoność roli i samej gry).
Natomiast, ostatnia minuta to osobna historia. No ona zrobiła wrażenie! :)
I choć do samego filmu drugi raz nie wrócę, tak końcówka jest warta kilkukrotnego obejrzenia.
"metodologia przyznawania nagrody Oscara", "wystarczyło wykuć na pamięć w miarę krótki "refren" i go w kółko powtarzać" - o czym ty pieprzysz?! Eddie Redmayne nie tylko znakomicie wypadł jako Steven Hawking jakiego znamy, ale też niezwykle wiarygodnie pokazał postępującą chorobę, a co najważniejsze udało mu się pokazać cały wachlarz uczuć i myśli, mimo iż z przymusu miał ograniczone możliwości ekspresji.
Zgadzam się z tym, że Eddie popisowo odegrał swoją rolę. Naprawdę świetnie wyrażał uczucia, malowały się w jego oczach, twarzy... mimo grymasu spowodowanego chorobą. Coś pięknego. Jak dla mnie za mało w filmie było zgłębiania "teorii wszystkiego", więcej uwagi poświęcono jego związkowi z Jane, ale na 9 film zasługuje w pełni. Uwielbiam biografie, a ta jest jedną z najlepszych jakie obejrzałam do tej pory. Polecam!
>Jak dla mnie za mało w filmie było zgłębiania "teorii wszystkiego"
Film przedstawia prawdziwych fizyków, więc gdyby umieszczono w nim więcej wiedzy fizycznej, to nie byłaby zrozumiała dla większości widzów, więc to nie miało sensu. To miała być opowieść biograficzna, a nie wykład naukowy czy film popularno-naukowy.
Piszę to czysto subiektywnie, dla mnie choć odrobinę więcej uwagi mogliby poświęcić temu aspektowi, jednocześnie zachowując przy tym wszelkie cechy biografii, dlatego dałam 9, a nie 10 po prostu :) jak kto woli :)
O ile dobrze pamiętam, to w filmie pojawia się motyw teorii Hawkinga o "parowaniu" czarnych dziur, co jest jego najbardziej nowatorskim pomysłem, więc odpowiednia dawka wiedzy fizycznej została zaserwowana. Kogo ciekawi współczesna fizyka, ten bez trudu znajdzie mnóstwo książek/portali internetowych popularyzujących jej osiągnięcia, zarówno te potwierdzone, jak i te hipotetyczne. Dla mnie, jako czytelnika takich książek o wiele bardziej interesowała strona biograficzna filmu. Takiej wiedzy brakuje, bo każdy wie o jabłku i Newtonie, że Einstein to E=mc2, że Schroedinger i jego kot itd, itp. A jcy to byli ludzie, jak wyglądało ich życie - o tym wiemy bardzo mało, za mało.
Nie twierdzę, że lepiej by było, aby te fizyczne zjawiska były dogłębnie analizowane w filmie, jedynie trochę bardziej rozwinięte, po prostu byłam ciekawa, mimo że nie uczę się fizyki na co dzień, bo studiuję całkiem coś innego. A Hawking jako osobowość i jego koleje życia i tak świetnie zostały przestawione. To tylko moja opinia, nie trzeba z nią polemizować, pozdrawiam. :)
Ja się zgodzę, też jak dla mnie ten element został trochę małorozwinięty. W końcu Hawking jest znany głównie dzięki swoim teoriom, nie tyko chorobie, bo chorych na tą chorobę jest więcej. Brakowało mi takiego choćby 5 minutowego wyjaśnienia w pigułce jego najważniejszych teorii.
Zgadzam się, ta ostatnia minuta była tak pomysłowa i magiczna, że dodaje całemu filmowi przynajmniej jedną gwiazdkę.
Ja to również odbieram jako nawiązanie do tego co mówił o odwróceniu procesu czasu. "A gdybym odwrócił proces do samego końca, by zobaczyć, co stało się na początku czasu? Wszechświat, kurczący się, nabierający gęstości i temperatury..."
Mam pytanie właśnie co do ostatniej sceny, czyli tego cofnięcia do początku. Czy można to nazwać retrospekcją? Retrospekcja to zwykle przywołanie jednego wspomnienia, tutaj nastąpiło odwrócenie chronologii, odtwarzanie scen od końca do początku, czy jest jakaś specjalna nazwa na taki zabieg?
Światy równoległe, tak jak w końcówce, Stephen wstaje, jest zdrowy i podaje długopis dziewczynie, tak w ostatniej scenie, przynajmniej tak mi się wydaje, chodzi o to "co by było gdyby"
Czy gdyby Stephen był zdrowy, to czy doszedł by do tego wszystkiego? Czy związał by się z Jane i miał z nią dzieci, oraz czy zostałby tak genialnym fizykiem. Wyścig z czasem. Lekarze dawali mu dwa lata życia, na początku się załamał, ale po jakimś czasie, to właśnie daje mu siłę do pracy. Mówi do Jane, że musi znaleźć to genialne równanie zanim umrze. Jeśli żył by normalnie, to czy ciągle miałby tak ogromną motywację do pracy, przez chorobę wie, że każdy dzień może być jego ostatnim, dlatego się śpieszy, mimo choroby stara się rozwiązać zagadki wszechświata.
Nie oglądałem filmu. Zdradź mi ktoś ten morał.
"Zobacz co stworzyliśmy" dotyczy dzieci? Na koniec większą życiową radość ma z dzieci niż z sukcesów w nauce?
Ale z ciebie debil. Nie oglądałem filmu więc dam ocenę 1. Plus wyrwane z kontekstu słowa bohatera które są podsumowaniem całego filmu a ty myślisz , że chodzi o dzieci. Nawet mi cię nie żal.